czwartek, 19 grudnia 2013

Przemyślenia skręcanego papierosa.

Skręcasz mnie jedynie wtedy gdy naprawdę masz ochotę zapalić.

W czasie kiedy mnie skręcasz, masz czas na przemyślenia.

Cieszysz się gdy dobrze uda ci się mnie skręcić.

Gdy mnie palisz, delektujesz się mną i owocami pracy swoich rąk.

Nie używaj maszynki do skręcania mnie, ponieważ każdy potrzebuję chociaż odrobinę miłości.

Jestem oryginalny, za każdym razem wyglądam i smakuję troszkę inaczej, nie tak jak moi przemysłowi kuzyni.

Pobudzam twoje zmysły i będę ci towarzyszył do końca twoich dni, spalając się razem z tobą.

Twój skręcany papieros.
Mój umysł eksplodował,
Moja krew jest zimna,
Zaś serce wciąż gorące.

Czuję smutek,
Czuję ciemność,
Moja dusza odeszła.

To piekło czy czyściec?
Nie, to pieprzona rzeczywistość,
Kogo to obchodzi?

Szczęście jest mitem,
Miłość nie istnieje,
Życie jest kawałkiem gówna.

Spójrz na jasną stronę?
Żartujesz sobie ze mnie?
Chcę się zabić.

Debile, idioci, matoły.

Kobieta jest jak wąż - najpierw hipnotyzuje,
później powolnie oplata a na koniec dusi.
Znowu nawiedzasz mnie
robisz ze mną co chcesz
a później odchodzisz bez słowa
aby zrobić to ponownie.

Samotność to czy księżycowa pełnia
bezsenność raczy to wiedzieć
ból duszy i serca niczym czarna dziura
niech mnie ktoś przytuli.

Przenikliwe zimno
wokół gęsta mgła
znowu popłynąłem
wyłowi ktoś mnie?

Chyba ze mną źle.

czwartek, 7 listopada 2013

Wreszcie i tutaj napiszę o tym jeżyku.
Jako że z tego co widać jest czyste niebo, piękne gwiazdy i urocza księżycowa pełnia, można też spotkać bardzo interesujące istoty; mianowicie spotkałem młodego jeża; urocze stworzenie, lekko był przestraszony lecz później już się tak bardzo nie bał; więc się przywitałem, popatrzyłem i nawet zacząłem coś opowiadać, później jak postanowiłem wrócić do cieplejszego miejsca w tym samym czasie jeżyk też sobie poszedł. Magicznie, romantycznie i mistycznie.

Jeże to bardzo sympatyczne stworzonka, można się jeszcze zagłębić ale to może troszkę później, głębsza metafizyka.

Cóż. Mieszkamy w pojemniku. A pojemnik jest bardzo skomplikowany, wręcz banalnie absurdalny.

Patrząc nad ranem na księżyc, tym razem skąpany był w chmurach. Niczym zahipnotyzowany jego blaskiem – zacząłem z nim rozmawiać, nagle rozdwoił się i było przez chwilę tak jakoś... dziwacznie. Czego to się nie widzi, w dolinie. Zapewne chodzi o Dolinę Muminków; któż by śmiał podejrzewać, że chodzi o coś zupełnie innego... Nie, Hatifnatów nie widziałem, chyba. Za to było zimno więc może to była, Buka.
I
niby nic nie było, niby nic nie istniało
niczym Uroboros zjadam własny ogon
czcigodny Ganeszo uracz mnie swą mądrością
ocean myśli - fale uczuć - tratwa... na niej ja
nic nie wiem, nic nie rozumiem

II
szaro, mokro, zimno - jesień
wiszący w powietrzu niepokój
motyl uwięziony w makowej klatce
wyłaniający się z tunelu promyk nadziei
tory - pociąg - nie ma czego zbierać

III
czy umarłem? nie - umiera we mnie coś
nic nie ma sensu, znikła światłość i ciepło
zjawił się mroczny chłód - piekło zamarzło
Szejtan się cieszy znów

IV
otchłań - smutek - ból - cierpienie
nie ma miłości - nie ma boga - nie ma niczego
jesteśmy tylko my i szara rzeczywistość
która nie istnieje

niedziela, 3 listopada 2013

środa, 16 października 2013

Kiedy trapią Cię jesienne smutki,
A za oknem deszcz znów pada,
Nie pij wina, nie pij wódki,
Pochwyć dziewczę - wejdź do łóżka,
I wykochaj - mój głupiutki.

niedziela, 29 września 2013

sobota, 11 maja 2013

Brak - możności.
Targ - próżności.
Taki widzę świat.
Skąd w nim brak miłości?
Skąd w nim tyle zła?
Tego nie wiem ja.

wtorek, 7 maja 2013

Straszne upały mamy na tej Antarktydzie. Pingwiny donoszą drinki z palemką, zaś Rosjanie zabawiają nas tańcem i śpiewem, jest wesoło, foki latają, a słonie morskie planują pokojową misję na Marsa.
Kwiecie mój rozkwitający w blasku promieni wiosennego słońca i powiewający leciutko na wietrze.

Połóż się wygodnie na zielonej trawie, zjednocz się z naturą i czerp radość z chwili, nie myśląc już o niczym.

Spójrz na motyla który przysiadł na twych płatkach i rozkoszuję się zapachem.

Spójrz na płynące po niebie chmury o najrozmaitszych kształtach wyobraźni.

I niechaj duch twój wzleci i zjednoczy się ze źródłem.

Chciałbym wyjść poza dziewiąty piekła krąg, niepostrzeżenie przez czyściec przedrzeć się i wzlecieć znów do raju.

Proszę dziecinko droga, nie płacz już albowiem szkoda twych cennych łez, chodź zabiorę cię do raju też.

Lecz diabeł przejrzał plany me, do piekła znów nas ściągnąć chce lecz my nie damy się, rozwiniemy anielskie skrzydła swe, wręczę ci swój miecz i raz na zawsze zgładzisz tego smoka.

Gdy już dotarliśmy do celu, wszystko skąpane było w blasku gwiazd i księżyca, z głębi lasu dobiegało huczenie sowy a śpiew nocnego ptaka ogarnął nasze dusze, leżeliśmy na polanie wtuleni w siebie i napawaliśmy się pięknem stworzenia.

Rumieniec spowił nasze lice.
Idąc przed siebie borem lasem,
Wymachując swym prątkiem,
Wszedłem na drogę z zółtej kostki,
A droga to daleka i ciężka,
Pułapek wiele na niej jest,
Lecz z nami jest Maurycy - kot,
I Timur wraz z drużyną.
Jest mi dobrze
Jest mi źle
Myśli dobre
Myśli złe
Smutek jest
Smutek znika
Wierzę w siebie
Czasem nie
Lecz i tak
Kocham Cię

Zakręcone, że aż dziwne
Lecz na koniec pozytywne

Wariat i szaleniec
Pesymista i odmieniec

Przykrość czasem sprawić mogę
Choć z natury jestem dobry
Zaś dzisiaj znów taki dzień miły,
co żyć się nie da z gorąca,
pingwiny opalają się w ogrodach,
a psy i koty szukają cienia,
w zimnych krajach,
lecz zamiast cienia,
znajdują tylko ciepłą chałupkę,
i podpitego gospodarza.
Szósta rano, dzwony biją,
To Lucyfer na mszę dzwoni,
Uciekają ministranci,
Bo dziś proboszcz jest spragniony,
Poprzytula, wytarmosi, a na koniec da batona,
Całe szczęście, na zakrystii,
Mszalne wino się ostało,
Cała beczka, cud nad cuda,
Ale smutki wnet zatopi,
I zabiję skurwysyna.

Z tej historii morał taki,
Podpal kościół idź do karczmy.
dobro i zło,
medalu jednego - strony dwie,
chcieliśmy je poznać,
to poznajemy
Dzwonią dzwonki przy berecie
Księżyc w pełni spać nie daje
Nim świt nastał, olaboga
Brakło mózgów w Mlecznej Drodze
Wtenczas pewien stwór radosny
Wpadł na pomysł bardzo prosty
Stworzyć cofający czas wehikuł
Aby przy kolejnej pełni
Mieć pokarmu pełen zapas
Jak powiedział tak i zrobił
Babcię w kiblu też pozdrowił
Zrobił swoje i nasmrodził
Ukradł papier, lecz go zgubił
Nie zapłacił, stracił beret
Nieszczęśliwy ale z wiarą
Wrócił wtedy na swą łąkę
Pasał krowy, lwy i owce
Pędził bimber, palił trawę
Spał pod drzewem, medytował
A to wszystko mu się śniło

Mała Niebieska Kulka

Mała Niebieska Kulka Statki Kosmiczne przemierzające sufit niczym Galaktykę, wydawały się czymś zupełnie normalny i oczywistym. Pojawiający się co jakiś czas Tęczowy Ptak, czuwał nad przebiegiem misji, owa misja miała na celu kolonizację a w razie kłopotów podbój Małej Niebieskiej Kulki położonej na trzeciej pozycji od swojej Gwiazdy Macierzystej. Według informacji zebranych przez naszych zwiadowców, Mała Niebieska Kulka okazała się być zamieszkana przez różne formy życia. Dominującym gatunkiem zdawali się być osobnicy nazywający siebie “Homo Sapiens”, podawali się też za jedyne “najinteligentniejsze” stworzenia w całym Wszechświecie. Mieszkańcy MNK zarządzani są przez wąską “Elitę” sprawującą swoje rządy poprzez ogromne korporację. Większość populacji jest kontrolowana i obserwowana przez cały czas, jest to możliwe dzięki wysokiemu stopniowi rozwoju nauki. Głównie przyczynił się do tego szybki rozwój nanotechnologii oraz biotechnologii, dzięki ich połączeniu stworzono odpowiednie urządzenia, przymusowo wszczepiane mieszkańcom. Szukając miejsca aby w miarę bezpiecznie wylądować, naszą uwagę przykuła Kraina Białego Orła, jej mieszkańcy okazali się być jednymi z nielicznych istot które nie dały się podporządkować. Podczas krótkiej narady postanowiliśmy, że właśnie tam wylądujemy. Po zapoznaniu się z miejscową sytuacją, podjęliśmy decyzję, że pomożemy im w walce o wolność. Zaczęła się wojna...
Nic nie jest prawdziwe.
Życie to sen.
Słuchaj swojej duszy.
Słuchaj swojego serca.
Miłość jest Bogiem.
Teraz zamknij oczy.
I lataj w swoim umyśle.
Liście dawno pospadały z drzew a przenikliwy chłód wdzierał się przez stare drewniane okna – wśród mieszkańców siódmej gęstości można było wyczuć zbliżającą się wielkimi krokami zimę. Tym razem nie miała być to zwykła zima, wszyscy z niecierpliwością czekali na wieści z Ziemi na której miało dojść do wielkiej transformacji. Napięcie rosło z dnia na dzień, niektórzy aby nie zwariować udawali się w podróż w głąb własnego umysłu, inni zaś oddawali się uciechą fizycznym. Kiedy nastał wielce oczekiwany dzień, mieszkańcy zauważyli ze smutkiem, że nic się nie stało i wszystko jest po staremu. Zaczął padać śnieg...